wtorek, 3 kwietnia 2012

Rozdział 2

        Od tego, jakże dziwacznego incydentu minęło zaledwie kilka dni. Andy nadal pluł sobie w brodę, że pozwolił na tak niewielką odległość między sobą, a wilkołakiem. Jedynym pocieszeniem było to, że do niczego więcej nie doszło i Alice o niczym się nie dowiedziała. Miałaby kolejny temat do plotkowania i denerwowania brata.  
        Siedzieli właśnie na kamiennych schodach, tuż przed wejściem do szkoły. Andy, Jake i Alice, ponieważ Olivier i Linzzy byli zajęci sobą, nie wiadomo gdzie. Brunet ciągle „nienawidził” blondyna, a ten zawsze rzucał cięte riposty na temat Andy’ego. Przyzwyczaił się, chociaż czasami miał ochotę rzucić się na chłopaka i zedrzeć mu ten parszywy uśmiech z twarzy. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo nienawidził Jake’a. Był wilkołakiem – to fakt, ale jak na razie nie naraził się chłopakowi, albo jego siostrze. Pomijając fakt, że cały czas denerwował Andy’ego złośliwymi uwagami, stał się nawet znośny. Może dlatego, że chłopak po prostu próbował nie zwracać na to uwagi, co – niestety - kiepsko mu wychodziło? Może...
            Nagle do trójki przyjaciół, podszedł chłopak z dwójką dość napakowanych kolegów. Andy próbował przypomnieć sobie imię lub nazwisko chłopaka, ale nic z tego nie wyszło. Wiedział jednak, że już go gdzieś widział. No tak. Nie trudno przeoczyć te rude włosy, upięte w kucyk. Andy spojrzał na blondyna, który zrobił się czerwony na twarzy, na widok chłopaka.
 - Czego chcesz, rudzielcu? – Warknął niemiło, patrząc na rudego wzrokiem rozwścieczonego bazyliszka. 
Andy westchnął. 
Znowu się zaczęła niemiła wymiana zdań, w które chłopak nie miał zamiaru uczestniczyć. Raz próbował się wtrącić, co skończyło się tym, że dostał opieprz od Jake’a, za przeszkodzeniu mu w zabawie. Chłopak warczał na niego cały dzień, co skończyło się kłótnią. Znowu. 
 - Jak śmiesz obrażać moją rodzinę?! – Rudowłosy zaczął tracić cierpliwość po tym, jak Jake wyraził swoje zdanie na temat jego rodziny. 
Andy zmarszczył brwi. 
Co ten idiota chce od jego rodziny? Pomijając fakt, że wszyscy są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci, niż ich na to stać, może są całkiem fajnymi ludźmi?  
Później, jednak w to zwątpił. 
 - Wcale jej nie obrażam. – Jake zrobił przemądrzałą minę. – Ja po prostu stwierdzam fakty. 
Urażony tymi słowami rudzielec chciał się rzucić na blondyna, który już był gotów na atak, ale przyjaciele rudzielca, co znaczy dwójka mięśniaków powstrzymali go, a blondyna, Andy.
Kiedy czarnooki chciał się uwolnić, chłopak nie miał innego wyjścia jak na nim usiąść.
Gdy Jake poczuł na swoich udach ciężar bruneta postanowił się z nim podroczyć. Przestał się szamotać nie kontrolowanie, tylko z premedytacją zaczął unosić i opuszczać biodra tak, by się ocierać o czarnowłosego.
Z boku wyglądało to tak jakby dalej się chciał uwolnić, ale Andy zaczynał czuć te powolne i erotyczne ruchy. Zaczynał się podniecać, dlatego próbował się odsunąć, ale skończyło się na tym, że ich biodra nawzajem się spotkały. Brunet się zaczerwienił, gdy poczuł, że Jake też jest podniecony, ale jęknął cicho dopiero wtedy, gdy Wood kryjąc swoją twarz w jego włosach polizał go za uchem.
- Jesteś podniecony, McDowell? – wyszeptał mu tak, by tylko on mógł to usłyszeć.
Rudy chłopak oddalił się ze swoimi kolegami uważając, że Jake po prostu się wystraszył. Gdyby tylko wiedział, jaka jest prawda...  
 Andy miał ochotę rzucić się na Jake’a. Po prostu wiedział, że on robi to specjalnie, tylko nie wiedział, w jakim celu. Gdyby blondyn chciał go poniżyć, pewnie zrzucił by go ze swoich kolan i pobiegł, wrzeszcząc, że Ten Andy McDowell jest gejem i próbował go przelecieć. 
Zamiast tego, blondyn także był podniecony, a pytanie zadał tak cicho, by tylko on je usłyszał.
Jednak najbardziej przerażało go to, że się podniecił chłopakiem i to jeszcze Jake’m. Przecież nigdy nie czuł tego z żadną dziewczyną, co prawda nie miał zbyt wielu kontaktów z płcią piękną, ale to nie znaczy, że ma od razu być gotowy do akcji tylko dlatego, że jakiś chłopak otarł się kilka razy o jego biodra.
Wróć, nie żaden jakiś tam chłopak, tylko Jake Wood. 
Nienawiść, którą czują do siebie od pierwszego spotkania była, jest i będzie zawsze i nic to nie zmieni. Nawet to, że teraz błaga w myślach, by jeszcze raz otarł się o jego krocze. Nie wiedział jak bardzo się myli i jak ich wzajemne stosunki się zmienią przez ten rok.
- Nie wiem, o czym mówisz, Wood – syknął w jego stronę.
- Oj, nie ładnie. Nie wiedziałem, że szlachetnym wampirom wolno kłamać. – W irytujący sposób zarezerwowany tylko dla niego samego przeciągnął samogłoski, ocierając swoją erekcję o erekcję siedzącego na nim chłopaka. – I chyba jednak wiesz, o co mi chodzi – mruknął na koniec, dmuchając w kark czarnowłosego. Andy jęknął, nieświadomie oddając gest, który wykonał blondyn. Jednak, gdy uświadomił sobie, co zrobił, złapał go za biodra tak, by ten już nie miał szansy się ruszać, prowokując go przy tym.
- Szybki jesteś. Już dobierasz mi się do spodni. Pamiętaj, że nie jesteśmy tu sami, chociaż mi to nie przeszkadza.
Andy skierował swój wzrok na dłonie, którymi trzymał blondyna nie rozumiejąc, co ma na myśli. Po chwili jednak się zorientował.  Z powodu, że między nimi było mało miejsca, większa część jego dłoni wylądowała na rozporku blondyna.
- Przymknij się. Jak powiedziałeś nie jesteśmy tu sami. Obok nas siedzi moja siostra, a w pobliżu jest mnóstwo uczniów...
- Nie martw się. Nauczę cię panować nad emocjami – dopowiedział Wood.
- Powiedziałem; ani słowa. – Zacisnął dłonie na jego kroczu. – Bo inaczej będziesz cienko śpiewał. Będę siedział jeszcze tak chwilę, aż się nie uspokoimy, a wtedy zejdę z ciebie i spokojnie bez żadnych już więcej incydentów wrócimy do szkoły, gdzie się rozejdziemy.
- Brutal. – Fuknął na niego.
- Powiedziałem; ani słowa. – Powtórzył, wzmacniając swój nacisk.
- Dobra niech ci będzie, tylko zabierz te ręce, bo inaczej się nigdy nie uspokoję.
Andy zabrał swoje dłonie z jego krocza i położył je na ramionach blondyna.
 - Ee.. Andy, mógłbyś z niego zejść? – zapytała niepewnie Alice, wpatrując się w poczynania chłopaków. Również te szeptane między nimi słowa nieco ją zaintrygowały. 
 Przez resztę dnia Andy nie odzywał się do nikogo. Miał po prostu taki kaprys. Tym bardziej, że był zaszokowany zachowaniem swoim i blondyna. Nadal nie potrafił wyjaśnić sobie, jakim cudem pozwolił sobie i jemu na coś takiego. Przecież nie był gejem... a przynajmniej tak mu się wydawało. Nigdy nie był przecież w tak bliskich kontaktach z jakimkolwiek chłopakiem, więc skąd mógł to wiedzieć?  

     Siedząc na parapecie w swoim pokoju, rozmyślał o przeszłości. Robił tak bardzo często. Tylko wtedy mógł pozwolić sobie na chwilę zapomnienia i przypomnieć, jakie popełnił błędy, by później ich nie robić. Nadal myślał o Serpie. Teraz, gdy widział rodzeństwo, które  bawiło się właśnie z takim, czteroletnim chłopcem, coś kuło go w klatce piersiowej. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, sam rzuciłby się pod rozwścieczonego wilkołaka, nie pozwalając umrzeć swojemu bratu. 
Zgiął się wpół, obejmując dłońmi klatkę piersiową. Gdy tylko myślał o krzywdach, które wyrządził wszystkim naokoło, miewał takie ataki bólu, że nie mógł nawet złapać oddechu, a uspokoić mógł się dopiero po kilku minutach. 
Chcę już przestać cierpieć, ranić innych... A może to jest kara za to, co zrobiłem, a raczej czego nie zrobiłem Serpowi i przyjaciołom, których straciłem równie boleśnie? Dalsze męczarnie? Czemu tak boli mnie głowa i plecy? Ten ból w klatce piersiowej jest nie do wytrzymania. Czas otworzyć oczy i żyć dalej. Ale czy ja będę to potrafił? Boję się, że znowu kogoś zranię, a tak bardzo tego nie chcę. Tak bardzo nie chcę, żeby ktoś przeze mnie cierpiał. Nie znowu... 
Czy proszę o tak dużo? 
Dlaczego jestem wampirem? Dlaczego nie mogę umrzeć tak, jak na to zasługuję? W męczarniach, torturach i wiecznym cierpieniu. No dlaczego? 
Po jego policzkach spłynęły łzy. Łzy bezsilności... Ostatnio bardzo często płakał, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało. Jakby po śmierci Serpa wszystkie uczucia odblokowały się w nim i wystrzeliły jak lawina. 
To tak bardzo boli. Ja już nie chcę ranić... Nie chcę cierpieć. Już wystarczy... 
 - Dlaczego to robisz? – Usłyszał szept Alice. Co jak co, ale przed nią nie był w stanie niczego ukryć. Jej szept był tak cichy, że niemal niesłyszalny. Rozpacz, jaką emanowała... 
Znów skrzywdziłem... 
Jego ciałem wstrząsnął szloch.  

Leżę, tak cicho, bojąc się wstać,
nie chcę się zbudzić, nie chcę znów grać,
chcę by ta noc nie zmierzona,
uśpiła me ciało, które już kona,
kona z wysiłku, z beznadziejności,
to nie jest już ciało... lecz suche kości...(...)
Nie jestem człowiekiem, już nie zasługuję,
na takie miano, gdyż wszystko psuję... (...)
Wiem jednak że bez Ciebie będzie tak co noc,
jak marny robak...błagam o pomoc.... 

Alice delikatnie przytuliła go do siebie. Zupełnie, jak małe dziecko. Wiedziała co przeżywa i mimo, że była dziewczyną, miała więcej siły od niego. Nie cierpiała tak bardzo... a może po prostu tak jej się wydawało? 
 - Dlaczego nie mogę umrzeć? Dlaczego...? – Jęknął, dławiąc się własnymi łzami. 
Czy proszę o tak wiele?  
 - Andy... już dobrze. Uspokój się. Wszystko będzie okej – szeptała dziewczyna, gładząc go po niesfornych włosach. 
Dlaczego ona to robi? Przecież ja przynoszę tylko nieszczęście i ból. Nawet rodzice odwrócili się ode mnie. Już nic nie jest i nie będzie tak, jak dawniej. Już nigdy. A dałbym tak wiele, by tylko cofnąć czas. 
 - Nic nigdy nie będzie dobrze. To tylko ja wszystko psuję. To przeze mnie zginął Serp. Jasper i Harry też umarli przeze mnie. To wszystko moja wina. Zawsze tracę najważniejsze osoby w moim życiu. – Mamrotał rozgorączkowany, chcąc jak najszybciej wyrzucić to z siebie, a jednocześnie tak bardzo się tego obawiał. 
 - Nie, Andy... posłuchaj mnie. Wiem, dlaczego tak uważasz.. Co myślisz... Jednak na pewno masz prawo żyć. Każdy ma. Musisz żyć, Andy. Dla mnie, dla rodziców. 
 - Wszyscy mnie nienawidzą – szepnął. Co z tego, że brzmiał teraz jak naburmuszony i smutny dzieciak? 
 - Nieprawda. Dlaczego tak myślisz? 
Bo wszędzie, gdzie się zjawię pojawia się także śmierć? A co za tym idzie – cierpienie i ból? Bo wszystkich krzywdzę? Bo jestem nic nie znaczącą szmatą? Bo nawet na śmierć nie zasługuję? Nie powiedziałem tego na głos. Nie umiałem. 
 - Zawsze warto walczyć, Andy. O miłość, o przyjaźń, wierność i oddanie... 
 - Na tym świecie nie ma przyjaźni i miłości. Odeszła razem z Serpem, Jasperem i Harry'm. 
Nadal ich kocham. Teraz zostały tylko wspomnienia, które tak wiele dla mnie znaczą. 
A czas nie leczy ran. On jedynie przyzwyczaja nas do bólu. To wszystko jest takie skomplikowane. Wiem jedno. Zemszczę się na niej. Na tej, co wyrządziła tyle zła. Chociażby za to, że pozbawiła mnie najważniejszych osób na świecie. Że odebrała mi radość, szczęście i przyjaźń. Że sprawiła, by rodzice odwrócili się ode mnie i nie próbowali zaszczycić nawet jednym spojrzeniem. Nawet tym, pełnym nienawiści, żalu i goryczy. Zemszczę się. A później, niech się dzieje, co chce. Tylko teraz, będę musiał uporać się z tym sam. 
Zupełnie sam.  
Dlaczego to musi tak boleć? 
Musisz odpokutować... Należy ci się...
Wszyscy się odwracają...
Dziwisz się? 
Jestem potworem...


3 komentarze :

  1. Chcesz, aby Twoimi opowiadaniami cieszyło się większe grono czytelników? A może chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski? Serdecznie zapraszamy na nowo powstałe forum literackie o tematyce yaoi. Pomóż nam się rozwinąć, poznaj ciekawych ludzi i wymień się swoimi poglądami na temat pisania boyslove.
    http://www.podtecza.fora.pl/
    Na koniec bardzo przepraszam za spam, jesteśmy nowi i zbyt mało osób o nas wie ;)

    Ciasteczko

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak: interesująca historia... nawet bardzo interesująca. Czy jest kiczowata? Nie... raczej nie. Chętnie poznam tę historię. CAŁĄ!
    Nocia wydaje się pozbawiona błędów, choć możliwe, że nie wpadły mi w oko z powodu... hmmm nazwijmy to euforią dobrze? Tekst jest spójny, dobrze zorganizowany, napisany poprawnie. Fabuła mnie zaintrygowała - czekam na nexta... Właśnie...
    Powiedziałaś, że masz gotowe pięć rozdziałów... A więc? Na co czekasz? Minęło chyba sześć miesięcy od opublikowania tej notki... Może wstawiłabyś następną?
    Czy może mam rozumieć, że blog nieczynny? Jeśli tak to szkoda. Mam nadzieje, że nie odstraszył Cię brak komentarzy. Jak sama napisałaś "zawsze warto walczyć." To mądre stwierdzenie i było by dobrze gdybyś postąpiła zgodnie z nim.
    Przez jakiś czas ten blog będzie nękany moimi wizytami... Mam nadzieję zobaczyć rozdział 3,4 itd. Łudzę się, że blog będzie kontynuowany.
    Pod koniec weny życzę (o ile jeszcze parasz się działalnością twórczą), jej bowiem nigdy nie za dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz. :) Problem jest taki, że pozostałe rozdziały mam na stacjonarnym komputerze i nie mogę ich przenieść na laptopa, bo mam zepsuty monitor, z tego też powodu kupiłam laptopa. Kolejne rozdziały tego opowiadnia już raczej się nie pojawią, ale ten blog absolutnie nie jest porzucony, zamierzam go reaktywować kolejny raz, tym razem z rozdziałowym opowiadaniem. Głupio mi, że nie dotrzymuję postanowień i znowu udałam się na długą przerwę, ale mam nadzieję, że teraz, po maturach, uda mi się wrócić na tego bloga już na stałe.

      Usuń

Dziękuję za każdy, szczery komentarz. Podczas pisania swojej wypowiedzi proszę jednak o zachowanie kultury. Nie spamuj w komentarzach, ku temu znajduje się odpowiednie miejsce gdzieś na blogu.